Test Tronsmart Onyx Ace TWS, czyli Apple AirPods za 135 zł
Tronsmart Onyx Ace to niedrogie słuchawki dla fanów konstrukcji typu TWS. Sprawdzamy czy w parze z niską ceną i wolnością od kabli mogą zaoferować dobre brzmienie.

W 2016 roku na rynek trafił Apple AirPods. Od tego momentu świat zwariował na punkcie słuchawek „prawdziwie bezprzewodowych”, czyli w skrócie TWS, a produkt z jabłkiem w logo stał się wzorem, który kolejni producenci próbują naśladować. Na liście tychże producentów znalazła się firma Tronsmart, która wprowadziła niedawno na rynek nowy produkty - słuchawki Tronsmart Onyx Ace TWS. Tak się złożyło, że model ten trafił do mnie na testy.
Specyfikacja:
- Słuchawki douszne,
- Przetworniki dynamiczne 8 mm
- masa 8 gram (słuchawki), 37 gram (etui),
- pasmo przenoszenia 20 - 20 000 Hz,
- impedancja 32 omy,
- Bluetooth 5.0,
- akumulator o pojemności 40 mAh (słuchawki), 400 mAh (etui),
- odporność na pot i zachlapania (IPX5)
- cena: ok. 135 zł.
Inspiracje widać na pierwszy rzut oka, ale jest też pewna istotna różnica - o ile AirPodsy to wydatek 600 zł, tak Trosnmarty można mieć już za 135 zł, o ile zdecyduje się na zakup na AliExpress. Na dodatek w tej cenie mogą się pochwalić obiecującą specyfikacją, obejmującą m.in. Bluetooth 5.0, wsparcie kodeka aptX czy wodoszczelność (IPX5).



Zawartość zestawu
Choć testowane słuchawki są produktem chińskim, to ich opakowanie przygotowane zostało zdecydowanie o zachodnich konsumentach. Jest kolorowe, zawiera dużo informacji o samym produkcie i jego najważniejszych funkcjach, a wszystkie napisy napisane są nienaganną angielszczyzną. Bardziej liczy się jednak to, co znajdziemy w środku, jednak tu jest dość skromnie - poza słuchawkami i dedykowanym etui w środku mamy jedynie instrukcję obsługi i krótki kabelek USB-C.
Wygląd i wykonanie
Jeśli chodzi o wygląd słuchawek Tronsmart Onyx Ace TWS, to w oczy rzucają się dwie rzeczy. Po pierwsze, starają się wyglądać jak AirPodsy… ale nie do końca, gdyż dla niepoznaki zmieniono kilka detali. Po drugie, są produktem budżetowym i nawet nieszczególnie próbują to ukryć.
Same słuchawki mają kształt pchełek z charakterystycznymi wypustkami. Całość jest wykonana z twardego, błyszczącego plastiku, który może być albo biały z pojedynczymi srebrnymi wstawkami (jak w testowanym egzemplarzu), albo czarno-złoty.
Nie ma tu wielu ozdobników, choć uwagę przykuwa fakt, że są dość „dziurawe” - zamiast klasycznego grilla na każdej z nich są po trzy otwory akustyczne oraz po dwa mikrofony na wspomnianych wypustkach. Na tych ostatnich znajdziemy również pojedyncze białe diody LED, sygnalizujące status słuchawek. Od wewnętrznej strony mamy subtelne, choć bardzo czytelne oznaczenia lewej i prawej słuchawki.
W dolnej części wypustek uwagę przykuwają piny wykorzystywane do ładowania słuchawek.
Jakość wykonania słuchawek nie porywa. Są solidne, jednak w dotyku sprawiają wrażenie bardzo tanich. Do tego spasowanie elementów jest najwyżej przeciętne - miejsca klejenia są nie tylko widoczne gołym okiem, ale także wyraźnie wyczuwalne pod palcami.
Etui słuchawek już tak mocno jabłkowymi inspiracjami nie epatuje. Zamiast minimalizmu rodem z Cupertino mamy tu bowiem błyszczący plastik i srebrne wstawki rodem z Biedronki, tudzież gablotki z elektroniką w dowolnym innym dyskoncie. Stylistyka przywodzi na myśl produkty mocno budżetowe i jest zwyczajnie mało atrakcyjna. Urzekł mnie natomiast kształt etui, które jest małe i obłe, dzięki czemu mieści się do kieszeni o wiele łatwiej, niż większość zestawów TWS, z którymi miałem dotąd styczność.
Na froncie etui oprócz logo producenta mamy cztery białe diody LED. Sygnalizują one status słuchawek oraz stan naładowania wbudowanego akumulatora i choć nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez nich, tak element ten mógł zostać rozwiązany lepiej. Poszczególne komunikaty są mało czytelne, a same diody niepotrzebnie jasne. To ostatnie bywa uciążliwe szczególnie podczas korzystania ze słuchawek wieczorami.
Gniazdo USB-C do ładowania słuchawek znajdziemy w dolnej części etui.
Jeśli chodzi o jakość wykonania etui, to tutaj w zasadzie można by powtórzyć to, co napisałem o samych słuchawkach. Całość jest wykonana z twardego plastiku, ale sprawia solidne wrażenie. Gorzej jest ze spasowaniem elementów, gdzie urządzenie zdradza swoją budżetową naturę - tu gniazdo jest nieco nierówno zamontowane, tu w zawiasie jest trochę luzu itd. Nic, czego nie można by w tej cenie wybaczyć, ale też trudno być zachwyconym.
Ergonomia
Tronsmart Onyx Ace TWS to konstrukcja douszna, nie dokanałowa. Oznacza to, że nie wkładamy ich do kanału usznego, a jedynie do samej małżowiny. Dzięki temu są bardzo wygodne i nie uwierają nawet podczas dłuższych posiedzeń. Warto jednak mieć na uwadze, że siedzą w uchu dość płytko i sprawiają wrażenie, jakby zaraz miały wylecieć. Może być to źródłem pewnego dyskomfortu, przynajmniej początkowo, ale na szczęście realnie ryzyko takiej sytuacji jest niewielkie.
Niestety zła wiadomość jest taka, że izolacja od otoczenia w przypadku Tronsmartów w zasadzie nie istnieje. Niestety jest to naturalna konsekwencja zastosowania przez producenta konstrukcji dousznej, a nie dokanałowej.
Obsługa
Łączenie Tronsmartów ze smartfonem lub laptopem to proces stosunkowo prosty. Wystarczy otworzyć wieczko etui i słuchawki od razu próbują nawiązać połączenie z ostatnim podłączonym urządzeniem. Jeśli im się nie uda, włącza się tryb parowania. W większości sytuacji proces ten przebiega bezproblemowo, choć uciążliwe bywa przełączanie między różnymi urządzeniami. Przykładowo, jeśli zazwyczaj korzystamy z nich w parze ze smartfonem, ale akurat chcielibyśmy podłączyć je do laptopa, najpierw musimy otworzyć wieczko, potem ręcznie rozłączyć słuchawki z poziomu smartfona (lub całkowicie wyłączyć na nim Bluetooth) i dopiero wtedy pojawia się możliwość połączenia z komputerem. Ręcznie trybu parowania nie wymusimy.
Obsługa słuchawek odbywa się za pomocą prostych gestów. Jest to rozwiązanie chętnie stosowane przez producentów konstrukcji TWS, jednak jego implementacja wypada różnie. Ta tutaj jest całkiem niezła. Dobór gestów jest przemyślany i nie mam do niego żadnych uwag, choć podejrzewam, że większość użytkowników będzie musiała rzucić najpierw okiem w instrukcje, zanim nauczy się jak wywoływać poszczególne funkcje. Dotknięcia również rejestrowane są poprawnie, choć czułość gestów jest w mojej ocenie zbyt wysoka, przez co trudno np. poprawić słuchawki w uszach bez przypadkowej zmiany głośności.
Łączność
Tronsmart Onyx Ace TWS korzystają z łączności Bluetooth 5.0. Słuchawki szybko łączą się ze źródłem, a zarówno zasięg, jak i stabilność samego połączenia są bez zarzutu. W trakcie testów mogłem spokojnie poruszać się po całym dwupokojowym mieszkaniu, słuchając muzyki ze znajdującego się w innym pomieszczeniu laptopa.
Brzmienie i jakość dźwięku
Muszę przyznać, że do samego momentu podłączenia słuchawek do smartfona do deklaracji o wsparciu dla kodeka aptX podchodziłem trochę nieufnie. W końcu funkcji tej często brakuje nawet w znacznie droższych konstrukcjach od renomowanych producentów. No ale okazało się, że nie ma tu żadnego haczyka - Tronsmart Onyx Ace TWS faktycznie korzystają z kodeka aptX i nie robią przy tym żadnych problemów. Pojawia się pytanie czy przy słuchawkach tej klasy przynosi on jakieś realne korzyści, ale tak czy inaczej lepiej go mieć niż nie mieć.
Brzmienie słuchawek przy pierwszym kontakcie nie robi szczególnie dobrego wrażenia. Jest ciepło i stosunkowo ciemno, z wyraźnymi problemami z klarownością. Mamy tu do czynienia z klasycznych efektem grania spod koca, co mocno wpływa na odbiór pchełek - w mojej ocenie negatywnie. Przyznaję jednak, że w tym szaleństwie jest metoda, ponieważ taki nienachalny, wręcz relaksujący sposób prezentacji dźwięku okazuje się na dłuższą metę całkiem przyjemny, szczególnie, że od strony jakościowej słuchawki może nie są wybitne, ale w swojej kategorii cenowej wypadają całkiem korzystnie.
Niskim tonom brakuje mocnego zejścia, ale za to mamy podkreślony midbas, który w znacznej mierze decyduje o charakterze tutejszego brzmienia. Jest go dużo, jest miękki, powolny i rozlewa się na pozostałe pasma, co jest główną przyczyną opisanego wcześniej „kocyka”. Nie sprawdzi się niestety w tandemie z dynamicznymi kawałkami z takich gatunków jak hip-hop czy muzyka taneczna, bo brakuje mu do tego szybkości i impaktu. W spokojniejszych gatunkach - ballady, jazz, muzyka akustyczna - potrafi jednak przynieść całkiem ciekawe rezultaty, ocieplając i uspokajając przekaz.
Mimo podkreślonego basu to średnica jest główną atrakcją Tronsmartów. Zamiast wysoką rozdzielczością kusi jednak spokojem, ciepłem i intymnością. Jest gęsto, pojawiają się problemy z przejrzystością - wspomniany wcześniej „kocyk” - a prezentacja detali schodzi na dalszy plan. Średnica jest wyraźnie złagodzona, ale za to spójna i przy odpowiednim doborze repertuaru sprawia bardzo dobre wrażenie. Spokojniejsze utwory w połączeniu z łagodnym, męskim wokalem (Eric Clapton, Frank Sinatra) brzmią kojąco. Z wokalem damskim sprawa jest trochę bardziej skomplikowana. W wyższej średnicy mamy małą górkę, która lubi dać o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie i sprawić, że głos piosenkarki zabrzmi bardziej agresywnie niż powinien. Na całe szczęście są to przypadki sporadyczne.
Wysokie tony Tronsmartów są wycofane i giną w przekazie, czemu słuchawki zawdzięczają swoje ciemne brzmienie. Jakościowo są w mojej ocenie najmniej atrakcyjną częścią pasma. Brakuje im rozciągnięcia, są słabo zróżnicowane i nie mają wiele do zaoferowania w zakresie odwzorowania detali. Na plus trzeba jednak odnotować, że dzięki temu są bardzo wyrozumiałe dla słabszych realizacji.
Scenę określiłbym jako kameralną, choć mogącą się pochwalić niezłą gradacją planów. Trochę gorzej wygląda sytuacja z lokalizacją źródeł pozornych, które sprawiają wrażenie nieco rozmytych i trudniej przypisać je do określonego punktu. Separacja instrumentów jest niezła, przynajmniej mając na uwadze charakter brzmienia słuchawek i wspomniane wcześniej problem z klarownością.
Dynamika nie jest niestety mocną stroną testowanych słuchawek, co było do przewidzenia, biorąc pod uwagę zarówno ich konstrukcję, jak i charakter brzmienia. Są natomiast całkiem głośne, co może się przydać w obliczu skromnej izolacji od dźwięków z zewnątrz.
Mikrofon
Producent chwali się, że słuchawki wyposażono w poczwórny mikrofon z redukcją szumów. Być może, jednak niestety nie przekłada się to zbyt dobrze na jakość rejestrowanego dźwięku. Moi rozmówcy często skarżyli się, że słyszą mnie jakbym mówił do nich z drugiego końca pokoju, wielokrotnie prosili także o powtórzenie jakiegoś fragmentu wypowiedzi. Było to niestety mocno uciążliwe.
Akumulator i czas pracy
Każda ze słuchawek wyposażona została w akumulator o pojemności 40 mAh, natomiast w etui znajdziemy dodatkowe ogniwo o pojemności 400 mAh. Producent deklaruje, że powinno to nam zapewnić 5 h nieprzerwanej pracy w przypadku samych słuchawek oraz dodatkowe 24 h dzięki etui. Liczby te pokrywają się z naszymi obserwacjami.
Ładowanie słuchawek odbywa się automatycznie po włożeniu do etui. Do ładowania etui wykorzystamy natomiast klasyczny port USB-C.
Podsumowanie
Mimo porównań, które przewijały się przez cały artykuł, jedna rzecz jest oczywista - Tronsmart Onyx Ace to nie są AirPodsy. To budżetowe słuchawki, które pełnymi garściami czerpią z dorobku Apple. Nie można im jednak odmówić, że to co robią, robią całkiem dobrze. Są bardzo wygodne (o ile nie przeszkadza nam ich płytka aplikacja), mogą się pochwalić sensowną implementacją sterowania gestami i nie zajmują dużo miejsca w kieszeni. Fakt, ich niska cena wychodzi miejscami na wierzch - głównie w przypadku jakości wykonania - ale nigdy na tyle by można to było potraktować jako poważną wadę.
Pod względem jakości dźwięku jest nieźle, choć nie wybitnie. Pójście w kierunku ciepłego, relaksującego grania było ze strony producenta bardzo bezpieczną decyzją, która jednak w mojej opinii procentuje. W końcu mamy do czynienia nie ze sprzętem studyjnym, a niedrogim produktem konsumenckim. Cieszę się także, że nie zabrakło wsparcia dla kodeka aptX, nawet jeśli jego realny wpływ na jakość dźwięku jest minimalny, o ile w ogóle można go usłyszeć.
Spośród wad najpoważniejszą jest bez dwóch zdań niska jakość dźwięku rejestrowanego przez wbudowane mikrofony, przez co Tronsmarty niekoniecznie sprawdzą się w roli zestawu słuchawkowego. Również proces każdorazowego parowania z nowym urządzeniem potrafi być niepotrzebnie uciążliwy, a szkoda, bo można to było łatwo rozwiązać dodając odpowiadający za tę funkcję gest lub przycisk.
Jak widać bilans zalet i wad wypada w przypadku Tronsmart Onyx Ace na ich korzyść, szczególnie jeśli uwzględnimy ich atrakcyjną cenę wynoszącą ok. 135 zł. Fakt, słuchawek w Polsce nie kupimy i trzeba je na własną rękę ściągnąć z Chin, np. z AliExpress, jednak nawet mimo tej drobnej uciążliwości to warta rozważenia propozycja, szczególnie jeśli bardziej niż na audiofilskim brzmieniu zależy nam na komforcie i wygodzie obsługi.
OCENA: 8/10
Wady:
- Niska jakość dźwięku rejestrowanego przez mikrofon
- Uciążliwy proces parowania
- Nieco czułe rejestrowanie gestów
- Przeciętna jakość wykonania
Zalety:
- Wygodne, nawet podczas dłuższych sesji
- Niezła jakość dźwięku
- Obsługa kodeka aptX
- Intuicyjne gesty
- Niska cena
- Ładowanie przez USB-C