DAJ CYNK

Huawei P40 – test subflagowca, który daje radę bez Google’a

Mieszko Zagańczyk

Testy sprzętu

Wygląd i wykonanie

Testowany przez mnie wariant kolorystyczny P40 to „perłowy”. Dwa inne możliwe do wyboru to czarny i srebrny. Perłowy wygląda ciekawie, przy czym ta nazwa dobrze oddaje wygląd obudowy – jest biała z lekkim połyskiem i dodatkową nutką różu. Czyli wersja dla kobiet? Niezupełnie, nutka jest na tyle dyskretna, że każdemu będzie pasowało. Wygląda to w sumie ciekawie, chociaż w pierwszej chwili trudno się przeć wrażeniu, że na obudowie znalazło się półprzezroczyste, silikonowe etui (a tego przecież w zestawie brak).

Bryła telefonu ma klasyczne – na dzisiejszą miarę – kształty, czyli zaokrąglone krawędzie z metalową ramką, standardowy układ przycisków z zasilaniem i głośnością z prawej strony, warto jednak zwrócić uwagę na pewne detale.

Po pierwsze z tyłu obudowy w oczy rzuca się spory moduł aparatu. Aparat jest niebanalny, więc jego grubość jest do pewnego stopnia uzasadniona, jednak faktem też jest, że ostre krawędzie, jak i cała wyspa, są niemiłe w dotyku i trochę burzą zgrabną linię obudowy.

Inna rzecz – smartfon pozbawiony jest wyjścia jack 3,5 mm, co dla wielu osób będzie wadą. Zamiast tego należy posłużyć się słuchawkami USB C.

Producent deklaruje, że smartfon spełnia normę pyło- i wodoszczelności IP53, co ma gwarantować ochronę przed zachlapaniem. O ile pierwsza wartość liczbowa oznacza dość dużą szczelność na wnikanie pyłów, to ten odnoszący się do wody jest już zdecydowanie zbyt niski, by bez żadnych obawy narażać smartfon na przykład na rzęsisty deszcz.   

Chcesz być na bieżąco? Obserwuj nas na Google News